Wracając jednak do “Walki z czasem”. Zawołałem i zapytałem która jest godzina, nadmieniając, że jest po 19:00. Dodałem, że troszkę się już martwiłem, więc wyszedłem na poszukiwania. Podszedł, chwilę rozmawialiśmy. Wydawało mi się, że moja reakcja była zupełnie normalna, odruchowa. Chciałem dowiedzieć się gdzie jest, o której wróci i poprosiłem, aby się meldował jak zmienia plany.
I teraz najlepsze: po tym komunikacie zaobserwowałem u Króla coś niespodziewanego. Wycofanie, złość, żal, smutek i prawie łzy. No to pięknie, pomyślałem. Znamy się już trochę i wiem, że wiele spraw potrafi załatwić na tzw. odwrócony uśmiech. Pewnie to też znacie, nie chciałem dać się zwieść i ulegać.
Powtórzyłem swoje i poprosiłem, żeby ustalił nową godzinę i miejsce swojego pobytu. Na każde moje pytanie słyszałem jednak tylko „nie wiem, już nie chcę, idę do domu…”. Przyglądałem mu się i słuchałem, próbując zrozumieć co się dzieje. Mówiłem wolno, spokojnie, żeby jak najszybciej się dogadać, przybić piątkę i po sprawie. Byłem naprawdę zakręcony. Przecież mamy rodzinną zasadę o meldowaniu się na konkretną godzinę, że mówi gdzie jest, z kim i u kogo co robi. Zawsze działało.
Nie chciał się już więcej bawić. Wrócił do domu i położył się smutny. Usiadłem obok i starałem się zrozumieć, pytałem o wszystko, obserwowałem… Wiedziałem, że jego emocje są prawdziwe. Coś jest na rzeczy. Czegoś nie widzę, czegoś nie rozumiem. Przeleciałem jeszcze raz całą sytuacje. Klatka po klatce w pamięci i mnie olśniło.