Dlaczego do Paryża? Nie mam pojęcia… Decyzja o wyjeździe właśnie tam była całkowicie spontaniczna, jednak bardzo trafiona. Już pierwszego dnia zrobiliśmy 10 km pieszo, zwiedzając naprawdę wiele. Wylądowaliśmy w Paryżu około 18:00 wieczorem, więc możecie sobie wyobrazić, do której godziny chodziliśmy.
Następnego dnia zerwaliśmy się wcześnie rano i zjedliśmy pyszne śniadanie koło Panteonu. Tu ciekawostka: Panteon był jedynym miejscem, które zwiedziliśmy od środka. Szkoda nam było słońca, było tak pięknie i ciepło. Cały dzień spacerowaliśmy, robiliśmy zdjęcia… Jeśli mieliśmy ochotę, kupowaliśmy wino, bagietkę i graliśmy na trawniku w karty. Soszka jest mistrzynią w Remika.
Jednego dnia spaliśmy, o ile dobrze pamiętam, prawie do 12:00… To się nazywa urlop. Spędzaliśmy razem naprawdę cudowny czas.
Ostatniego dnia wstajemy rano i pakujemy rzeczy. Niedługo wylatujemy i trzeba się zbierać. Spakowani – tylko dowody osobiste i można lecieć. Sprawdzamy, sprawdzamy… Nie ma mojego dowodu. Gorąco mi się zrobiło. Przetrząsnąłem cały pokój, wszystkie rzeczy, torby i zakamarki. Nie ma… No to lipa. Trzeba będzie zgłosić zaginięcie dokumentów. Spakowani lecimy na dół do recepcji i mówię, jak wygląda sytuacja.
Pani dzwoni do konsulatu i dowiaduje się, co trzeba zrobić. Otrzymuję instrukcje:
– zrobić zdjęcia do tymczasowego paszportu,
– pojechać na policję i zgłosić zaginięcie dowodu,
– przygotować około 200 euro (nie pamiętam dokładnie ile),
– przyjechać do konsulatu z zaświadczeniem z policji, zdjęciami i pieniędzmi.